piątek, 22 lutego 2019

Jak mówić? Jak słuchać? *must read au pair*

Yoo! Bloga reaktywuję polecając must read książkę, która jest skarbnicą wiedzy, bez której nie powinno się, moim zdaniem, opiekować dziećmi. Każdy z nas chce jak najlepiej, jednak każdy z nas też nieświadomie powiela mechanizmy, które zostały nam zaprogramowane dość wcześnie i aby sobie je uświadomić, aby nad nimi pracować i nie powielać często niepotrzebnego cierpienia, bardzo zachęcam do lektury tego dzieła. Autorki, czyli Adele Faber oraz Elaine Mazlish napisały kilka książek  tej tematyce, po latach doświadczeń w prowadzeniu warsztatów z komunikacji oraz grup wsparcia dla rodziców. Inne książki tej serii to np. "Jak mówić, żeby dzieci się uczyły w domu i w szkole", "Jak mówić do nastolatów żeby nas słuchały. Jak słuchać żeby z nami rozmawiały", "Rodzeństwo bez rywalizacji. Jak pomóc własnym dzieciom  żyć w zgodzie by samemu żyć z godnością", "Wyzwoleni rodzice wyzwolone dzieci. Twoja droga do szczęśliwszej rodziny". 

Ogólnie nie jestem pasjonatką poradników, autorki same napisały, że początkowo nie chciały dawać rad innym jak mają wychowywać swoje dzieci, że nie czuły się w tej roli odpowiednio... Jednak po wydaniu książki "Wyzwoleni rodzice, wyzwolone dzieci" prośby rodziców o "ćwiczenia praktyczne" i "praktyczne rady" wzmacniające rozwój dziecka zainspirowały je do zebrania lat doświadczeń i wszystkich myśli w całość, tworząc tę oto książkę wypełnioną komiksami odgrywanych scenek, pisemnymi zadaniami oraz zamianą często powtarzanych rodzicielskich błędów na ocean wzajemnego szacunku i zrozumienia.



Książka podzielona została na 7 działów oraz dwa aneksy, zawierające listy do autorek. Tematyka poszczególnych działów zatacza się wokoło kwestii:
1. Jak pomóc dzieciom, by radziły sobie z własnymi uczuciami
2. Zachęcanie do współpracy
3. Zamiast karania
4. Zachęcanie do samodzielności
5. Pochwały
6. Uwalnianie dzieci od grania ról
7. Podsumowanie


Zofia Śpiewak, pisząc "List do czytelnika polskiego", książkę poleca "wszystkim odczuwającym potrzebę ducha wzajemnego zrozumienia, życzliwości oraz poszanowania uczuć, potrzeb i praw każdego z nas". Również jestem zdania, iż nie jest to 'podręcznik o wychowaniu', a raczej książka pełna drogowskazów, jak stać się lepszym człowiekiem, jak lepiej się komunikować, ale to nie tylko z dziećmi, a przede wszystkim po prostu - z drugim człowiekiem, czy wręcz z samym sobą. Pisze ona nawet, iż ta książka jest: "Szansą nabycia nowych umiejętności porozumiewania się, dzięki którym możemy dokonać więcej".

Szczerze zachęcam do zapoznania się z nią przed wyjazdem jako ap do obcej rodziny z obcymi dziećmi, czasem wchodząc w toksyczną i niedojrzałą relację na płaszczyźnie rodzic-dziecko. A już najbardziej na świecie, to polecam przyjazd do hostów z tą właśnie książką przetłumaczoną na język rodzinie znany. Nie wyobrażam sobie innej opcji jej odbioru niż ogromna wdzięczność, jaka popłynie ze zrozumienia. Uważam wręcz, że ludzie nie powinni mieć dzieci bez solidnej, a najlepiej i jeszcze obowiązkowej i grupowej pracy nad tekstami i przykładami w tej książce zawartymi. Utopia? Raczej tak... A szkoda, bo Rodzice są całym światem w oczach małego dziecka i wystarczy tylko pomyśleć, jak wielu ludzi czyni z tego świata dzieciom piekło. Zapisując swoje doświadczenia, nowe sposoby komunikacji z drugim człowiekiem w książce, wymieniając swoje uwagi i doświadczenia, pomagamy sobie nawzajem w przełamywaniu trudności i w odkrywaniu - tkwiących w każdym z nas - nieoczekiwanych i zdumiewających możliwości pomagania sobie i dzieciom.

Reaktywując bloga po pięciu już latach, cieszę się i równocześnie powoli zapraszam do zupełnie nowej przestrzeni, w której będę pisać m.in. o podróżach, patrząc na nie już nie tylko z jednej (swojej) a wielu, wielu perspektyw. Będzie tam też trochę o książkach, które znacząco wpłynęły na moje życie, o byciu *zdrową* au pair która potrafi stawiać *zdrowe* granice, o korzystaniu z możliwości jakie daje program Erasmus i dokładniej o tym co mi dał, bo jestem już na trzecim semestrze, o redukcji zanieczyszczeń środowiska, w tym przede wszystkim plastiku i po co nam to, o odżywianiu się które służy naszym ciałom i umysłom, roślinnej diecie oraz dlaczego uważam, iż pięlęgnacja współczucia i miłosierdzia jest konieczna na drodze do samorozwoju. Napewno napiszę też coś o pokorze, o nauce przez całe życie, może nieco o arteterapii (terapii przez sztukę, w tym autoterapii), o muzyce, dźwiękach... Mam wiele wiele pomysłów i czuję, że jakaś blokada do pisania ze mnie schodzi, więc może coś z tego wyjdzie :)


SZYKUJĘ TUTAJ NOWE WPISY DOTYCZĄCE TEMATYKI AU PAIR

Mam też w planach poświęcić całą jeszcze notkę na temat poszczególnych zagadnień w tej książce opisanych, osobny wpis odnośnie miesięcznej opieki na dziećmi we włoskich Dolomitach oraz co uważam o programie AP jako takim - jakie są niezaprzeczalne korzyści, największe minusy, moje błędy które popełniłam przed wyjazdem lub po przyjeździe do rodzin goszczących, różne podejście do programu oraz własne stawianie granic. Te wszystkie aspekty uważam za dość ciekawe i napewno gdyby mi ktoś o tym powiedział wcześniej to kilka spraw załatwiłabym w odpowiedniejszy sposób, żyjąc w większym komforcie i ogólnym zadowoleniu, więc zapraszam, stay tuned :) Byłoby mi też niezmiernie miło gdyby się okazało, że ktoś po tylu latach zablokowania bloga wciąż jakimś trafem tu jest i właśnie przeczytał tego posta, lub kogoś kto dopiero teraz na niego trafił. Bardzo proszę o zostawienie po sobie jakiegoś śladu, zwłaszcza że właściwie nie tylko dla siebie tego bloga reaktywowałam. Link do nowej przestrzeni podam wkrótce.

PS - po prawej stronie w pasku są polecone blogi innych au pair, które w większości nie są już jednak prowadzone, bo osoby które je pisały wyjeżdżały mniej więcej w tym czasie co ja, a więc ok. 5 lat temu. Gdyby czytała to jakaś obecna ap lub szykująca się do wyjazdu i jeśli ktoś by chciał, abym dodała jego bloga do listy, to piszcie śmiało - nawet lepiej, gdy lista ta się zaktualizuje.

Strzałka! Karo

piątek, 26 września 2014

Porady dla przyszłych au pair

Zauważam ważne kwestie, które wpływają na jakość pobytu u host family; każdy pewnie mógłby zrobić swoją indywidualną listę, ta będzie jednak najbardziej ogólnikowa, może uda mi się nasmarować coś więcej, ze szczegółami. Post bardziej się tyczy tych, którzy chcą gdzieś wyjechać w obrębie Europy, choć do Stanów też może się przydać.

PRZED, warto jest przemyśleć:

#1 Czy naprawdę lubię dzieci?
No ale jak to? Przecież cały program się na tym opiera i tak no dzieci są spoko, co nie? Warto sprawę jednak dosadnie przemyśleć :) O ile wiadomo, że wyjazd do Stanów jest dość fajną szansą (choćby z samej finansowej strony, gdy koszt programu jest mniejszy od samych biletów lotniczych) i znaczna część osób pakuje się na to bez większego doświadczenia z dzieciakami, to w Europie już sprawa według mnie ma się nieco inaczej. Naprawdę nie jest tak ciężko wyjechać do Hiszpanii, Włoch czy WB i coś tam sobie ogarnąć, chcąc zostać na chwilę bądź na stałe; nie jest to jednak tak proste jak znalezienie rodziny na aupairworld czy zapłacenie kilku stów agencji by zrobiła to za nas (strata kasy, zysk czasu?). Możliwość na wyjazd na Półwysep Iberyjski, na północ czy do Szwajcarii nie ogranicza się tylko do bycia au pair. A jeśli okaże się, że opieka nad dziećmi to jednak nie jest Twoja bajka, to potem może być ciężko. Dla mnie osobiście program, na czas i miejsce w którym byłam wyjeżdżając, był zajebistym błogosławieństwem :) Łączy on ze sobą wszystko, co tak mega kocham - podróże, dzieciaki, poznawanie kultury od kuchni (połowicznie to wciąż coś na zasadzie długo(bardzo długo)terminowego couchsurfingu). Jeśli tylko trafi się na odpowiednią rodzinę to naprawdę można spędzić super czas. I nie ma jednej idealnej rodziny - każdy ją musi znaleźć pod siebie i jak najlepiej się wzajemnie dopasować. A więc, gdy już przemyślałaś(łeś?) kwestię opieki nad dziećmi i jesteś zdecydowanie przekonana/y że wyjazd jest dla Ciebie, bo zauważasz podobne plusy do moich i ich znacznie znacznie więcej, to czas zastanowić się nad wiekiem dzieci. Jest to równe ważna(!) kwestia. W jakiej grupie wiekowej masz doświadczenie? Z jakimi dzieciakami czujesz się najlepiej? O ile do wyjazdu do USA potrzebujesz mieć referencje w opiece nad maluchami by móc się nimi zajmować w Stanach, to przy wyjeździe gdzieś w Europie i przez APW nikt tego nie będzie sprawdzał (noo może się znaleźć jedna rodzina na milion). W Hiszpanii opiekowałam się 10-letnią dziewczynką no i pomyślałam, że ten wiek to może niekoniecznie jest dla mnie? Mam jednak kuzynów w podobnym wieku i zawsze twierdziłam, że to wiek dla mnie odpowiedni, że super się z dziećmi bawię i dogaduję. Okazuje się, że nie zawsze. Na Islandii opiekuję się 7-letnim chłopcem i niemal 13-letnią dziewczyną i o ile można by było pomyśleć, że to buntowniczy i gówniarski wiek, jest ona tak dojrzała że czasem muszę sobie przypominać, że to nie jest moja młodsza koleżanka a 'dziecko', którym mam się opiekować. Najlepszym rozwiązaniem jest też zapytanie rodziny wprost lub napisanie do nich maila z prośbą o długą i wyczerpującą odpowiedź, jak dzieci są dojrzałe na swój wiek, co wykonują same, czego się boją, jak się zachowują w określonych sytuacjach, co lubią, czego nie, jaką mają relację z rodzicami, z rówieśnikami, z samymi sobą etc. Ja przed moimi wyjazdami co prawda tego nie zrobiłam, jednak warto podjąć w pełni przemyślaną decyzję. Dla swojego własnego komfortu i dobra.

#2 Czego tak naprawdę potrzebuję w życiu?
Powaga - znowu jedna z najważniejszych kwestii! Być może dopiero co zaczynasz klasę maturalną i nigdy się nad tym nie zastanawiałaś, ale sadzę, że to odpowiedni na to czas :) Dopiero tutaj na Islandii uświadomiłam sobie, jak bardzo kocham słońce. Niby tak oczywista kwestia, a musiałam wyjechać do kraju północy by tak mocno to odczuć. Każdy ma swoje osobiste kryteria które musi spełniać dane miejsce, by się w nim dobrze czuć; dla przykładu koleżanka ap z Brazylii ucieka przed słońcem i super się tu czuje, a kilka ap z Niemiec w ogóle nie widzi problemu, Finlandka nie ma też żadnej zmiany, a mi jednak ciężko. Uwielbiam 4 pory roku - wiosną wszystko budzi się do życia, lato samo w sobie jest super, jesień ogromnie piękna, a zima magiczna (a przynajmniej w górskich częściach kraju, nie mówię o paplaniu się w miejskim smogu i błocie). Wiem, że moje szczęście czerpałam z tej różnorodności i jak by nie było - wszechobecnego SŁOŃCA. Teraz to wiem i następnym razem wybiorę miejsce, w którym będę mogła tego doświadczyć. Tak więc - czas przed zmatchowaniem się z rodziną to oprócz oczekiwania i ogromnej ekscytacji też CZAS NA PRZEMYŚLENIA. Nie podejmujmy pochopnie decyzji "aby tylko wyjechać". Jeśli nie jarają Cię nadmorskie miejscowości nie pakuj się na wybrzeże, jeśli panicznie boisz się pająków to nie decyduj się na Florydę (jeśli nie jesteś chętna przejścia jakiejś terapii przed wyjazdem), a jeśli góry Cię przytłaczają to rodzinna bardzo aktywnie narciarsko, w której wymagają aby ap była na stoku, też nie jest dla Ciebie. Niby tak proste rzeczy, a często nie uwzględniamy w ogóle ich istnienia. Pamiętaj - Twoja decyzja i jesteś odpowiedzialna, by podjąć ją słusznie. I miej wysrane na poganianie przez agencję - to Ty się będziesz potem użerać z rozpieszczonymi dzieciakami i ewentualnie z ludźmi, z którymi w ogóle nie możesz się porozumieć, nie oni.

#3 Może i każde miejsce jest warte odwiedzenia, ale czy w każdym warto mieszkać?
Kiedyś w kalendarzu przeczytałam, że najważniejsze przy wyborze nowego domu/mieszkania whatever jest:
1. Lokalizacja
2. Lokalizacja
3. Lokalizacja
Zdziwiłam się, nie powiem że nie, bo nie byłyby to moje trzy typy które podam w takim rankingu. Co jednak myślę teraz? Że warto wybrać takie miejsce, które uchroni Cię przed nudą i monotonią w Twoim wolnym czasie (gdy dzieciaki będą w szkole, wieczorami czy w weekendy). O ile mówi się, że najważniejsza jest rodzina (po części prawda) i że miejsce nie ma znaczenia (nieprawda), to zdecydowanie powinno się wziąć to pod uwagę. Wiadomo, że gdy masz samochód do dyspozycji to nie masz prawa się nudzić w weekend, jednak gdy w sąsiedztwie nie ma niczego ciekawego a masz czas dla siebie gdy odprowadzisz dzieci do szkoły, to oglądanie seriali, nauka języka, ćwiczenia czy medytacja mogą się w końcu okazać się nie być wystarczające. Osobiście uwielbiam mieć czas dla siebie, ale i możliwość do ciekawego spędzenia tego czasu. I chyba liczyłam na cudowną białą zimę, z nigdy nienudzącym się snowboardem i surfing na małych acz klimatycznych falach Islandii w zimowej piance, ale chyba nie do końca ze swoimi wyobrażeniami trafiłam. Stoki mega małe, surfing looodooowaty i max drogi. To, co widzę za oknem w tym momencie jest tra-gi-czne. Na Islandii są tylko 2 pory roku - lato i zima, a to lato teraz wygląda jak najbrzydsza jesień w Polsce. Zimno ale nie ma śniegu, "lato" ale nie ma ciepła. Nie lubię takich półśrodków, a klimat Andaluzji jest nadal na moim honorowym top miejscu numer 1. Klimat ma ogromne znaczenie - każde miejsce jest warte odwiedzenia, ale nie w każdym zdecydowalibyśmy się zamieszkać. A lokalizacja Twojej host family będzie Twoją lokalizacją na najbliższe kilka miesięcy, jak nie na rok. Wystarczający argument?

#4 Gdy rodzice pracują w domu... fajnie czy nie? 
Myślę że standardem jest, że dzieci inaczej się zachowują przy rodzicach, a inaczej, gdy są z nami same. Każda rodzina żyje według indywidualnych zasad i swoim rytmem, a naszym zadaniem jako au pair, jest się w niej odnaleźć i jak najlepiej wpasować do otoczenia. Niektóre sprawy pewnie będą rozwiązywać w sposób, z którym kompletnie nie będziesz się zgadzać, jednak co z tym zrobić możesz? Czasem może popełnią w Twojej ocenie jakiś ogromy błąd i na spokojnie przedstawisz im swoje spostrzeżenia lub też dadzą Ci tzw. 'wolą rękę' w rozwiązaniu jakiejś sytuacji... Jednak z mojego doświadczenia wynika, że totalnie lepiej spędzać było czas z dziaciakami gdy rodzice byli poza domem. Można z dziećmi wtedy stworzyć indywidualną więź zrozumienia, ustalenia granic, wspólnego sprzątania po zabawie... Dlatego, gdybym miała kiedyś podjąć taką decyzję, to rodzicom pracującym w domu osobiście mówię stanowcze N-I-E.

#5 Czy chcę się uczyć?
Uczmy się, bo po to jedziemy! W Stanach na jakąkolwiek naukę mamy przeznaczone 500$ (te 6 kredytów) i o ile jest to zagwarantowane w programie, to w Europie nie ma takiego obowiązku. Przed zmatchowaniem się z rodziną warto wspomnieć, że zależałoby nam na uczęszczaniu na lekcje języka. Bo gdyby brać pod uwagę opłacenie tego z naszego kieszonkowego, to mogłoby być ciężko. Bycie au pair to dla mnie przede wszystkim wymiana kulturowa, a pieniądze które dostajemy, to, jak sama nazwa wskazuje - "kieszonkowe". Dlatego przed przyjazdem, myślę że naprawdę warto ustalić z rodziną pewne warunki, lub chociaż zaznaczyć, że mega by nam zależało na karcie na komunikację miejską, kursie językowym, etc. Myślę że te dwa to zdecydowanie podstawa.

#6 Na jakiej podstawie odrzucam potencjalne rodziny? 
Nie odrzucaj rodziny, bo są w czymś 'inni'... wtf? Inne wyznanie, inny kolor skóry, a może single parent? Chcesz się trzymać w swoim pudełeczku strachu i mieć wiecznie zamknięty umysł na życie to siedź w domu.

***

Znalezienie odpowiedniej rodziny wcale nie jest takie łatwe i myślę, że nie powinno się opierać tylko na kilku mailach i jednej rozmowie na skype. Nawet gdy się dobrze dogadujecie, spraw jest do obgadania więcej niż się na początku wydaje... A skoro tak dobrze się dogadujecie, to co stoi na przeszkodzie, by pogadać dalej? :)  Wszystko i tak zweryfikuje się dopiero na miejscu i to pewnie po czasie i to trzeba mieć na uwadze. Jednak co możemy zrobić aby był to dla nas jak najlepszy czas, bez wracania z traumą i płaczem od obcych ludzi, to jak najlepiej się do tego przygotować.

Jeśli tylko zauważacie coś, co warto by było dopisać do tej listy śmiało podsuwajcie pomysły; mam też nadzieję, że to zestawienie pomoże komuś w podjęciu odpowiedniej decyzji. Trzymam więc kciuki za to 'perfekcyjne dopasowanie'!
K.

wtorek, 23 września 2014

Einn mánuður

Wczoraj dokładnie minął miesiąc od czasu, gdy przyjechałam na Islandię. Przeżyłam ten miesiąc w dość sprzecznych odczuciach - w weekendy jestem przepełniona magią islandzkiej natury, a w tygodniu czasem zastanawiam się co ja tu właściwie robię.

Nie mniej jednak, ta wyspa jest najpiękniejszym miejscem, w jakim byłam w życiu. Tak orzeźwiająca jak i budząca mega respekt jest ta świadomość, że cuda tej wyspy są cudami natury i że żaden człowiek głodny mamony nie włożył w to swoich brudnych paluchów. A jeśli chodzi o klimat... jest to główny problem mojego pobytu na Islandii. O ile wcześniej twierdziłam, że pogoda 'doesnt affect my mood' i że bez problemu przechodzę przez tą 'depresyjną' jesień, a zimę wręcz kocham miłością tak wielką jak lato, to że i Islandię wezmę na bary i jakoś to będzie, podczas gdy wszyscy odradzali wyjazd na Islandię na okres jesienno-zimowy, zwłaszcza po prażeniu się w hiszpańskim słońcu. A tak właściwie to się nawet nad tym nie zastanawiałam, jak szaro, deszczowo i wietrznie tu jest, a w zimie względnie jasno przez 4-5 godzin dziennie. Północ chyba nie jest dla mnie... 

Weekendy tu naładowują mnie pozytywną energią, zdecydowanie. Nie na cały zbliżający się tydzień, jednak na pewien czas :) Chyba brzmię teraz jakbym miała homesick i przy okazji depresję w pakiecie. Czuję, że w pewien sposób nie wykorzystuję tu swojego życia w pełni... Lubię Islandię mega mega naprawdę mega uwielbiam, tylko że po prostu zastanawiam się nad poszukaniem innego, bardziej odpowiedniego miejsca dla mnie. Każdy musi znaleźć swoje miejsce, co nie? Przez ten miesiąc uświadomiłam sobie, jak bardzo inspiruje mnie słońce...
I to jest chyba coś, co najbardziej kocham w podróżach - czy może być coś wspanialszego, niż poznawanie świata i siebie samego równocześnie?? ;)))))
***

1. W pierwszy dzień mojego pobytu tutaj, a właściwie kilka godzin po przylocie trafiłam na Islandzki Dzień Sportu i przebiegłam mini maraton:)) po czym poleciała mi krew z nosa i ogólnie zmęczenie mnie trochę zmiotło, bo po Hiszpanii wpadłam dosłownie na chwilę do domu rodzinnego powiedzieć heja, zrobić pranie i się przepakować, ogarnąć kilka rzeczy i w drogę..
2. W ciągu pierwszego miesiąca zdążyłam zobaczyć wodospad Seljalandsfoss, wodospad Skógafoss, czarną Plażę w Vik, PIERWSZĄ ZORZĘ POLARNĄ MOJEGO ŻYCIA!!, Golden Circle i wyspy Vestmannaeyjar. Fotografie z tych miejsc dodałam do poprzedniego posta - Zdjęcia z wyspy.
4. Tydzień temu zaczęłam się uczyć islandzkiego. Jestem na intensywnym kursie (ponad 2 godziny dziennie pn-czw) i muszę przyznać, że średnio mi się ten język podoba... Jak sobie mówią to chętnie posłucham, ale islandzka gramatyka już taka milusia nie jest. Język islandzki należy do germańskiej rodziny językowej... nie jest taki trudny, melodyjny niestety też nie.



Jeszcze nigdy nie siedziałam w jednej klasie w ludźmi z Polski, Niemiec, Węgier, Szwecji i Finlandii, Chin, Korei Południowej, Filipin, Litwy i Nigerii. I z islandzką nauczycielką. Super mega mnie to cieszy, gdy się tak zawieszam na zajęciach i analizuję sobie jak nasz rdzenny akcent wpływa na to, jak mówimy po angielsku, czy gdy przyswajamy sobie nowy język. Dziewczyny z Filipin są na przykład strasznie głośne i wszystko powtarzają na głos, a wraz z kolesiem z Nigerii potakują na wszystko, co powie nauczyciel, nawet gdy tylko tłumaczy jakąś regułkę. Wczoraj byłam też na urodzinach Lindy z Niemiec, wszyscy byliśmy zafascynowani roślinnym jedzeniem które przygotowała i nikt nie martwił się,by wpasować się w standardy bycia wieszakiem, takie było dobre:D Dla nich, jak tak z nimi rozmawiałam, to w Niemczech nic dziwnego, że po skończeniu liceum ktoś robi sobie gap year   chyba bardziej dziwne byłoby to, że ktoś idzie prosto na studia... Mam też w grupie jednego polskiego vege kucharza z którym super się dogadujemy :) Ledwo gdy się okazało, że na dodatek Szymon jest z Polski, przywitaliśmy się jak starzy kumple, a mama polskiego kolegi Isaka już na początku zaoferowała swoje wsparcie jakbym czegokolwiek potrzebowała. Zdziwiłam się, jednak to mega miłe.
5. Poznałam naprawdę ciekawych ludzi, a szczególnie zaprzyjaźniłam się z Monize z Brazylii, która podróżuje od 4 czy 5 lat. Co prawda nasze sposoby podróżowania różnią się diametralnie, a zwracam się do niej per my adventurous Brazilian Princess, bo w sumie bliżej jej do 5gwiazdkowych hoteli niż do mojego sposobu podróżowania, a jednak podróżuje nam się razem co weekend wręcz świetnie (a i zawsze upiecze jakiś super pyszności:D). No i mam tu bratnią duszę, czyli najlepiej! Przy okazji za każdym razem uświadamia mi, że wszystko (WSZYSTKO) czego szukam, mogę znaleźć w Ameryce Południowej. A wtedy, raz za razem o ironio, widzę jak bardzo jestem w nietrafionym miejscu.
6. Jeśli chodzi o rodzinkę, to super max. Dalej nie jestem w stanie nazwać bycie au pair "pracą", więc po prostu żyje nam się razem ok. Nic wiele nie mam do roboty, więc może dlatego też w połączeniu z tymi wietrznymi i deszczowymi dniami nie bardzo mi to odpowiada.
7. I ogólnie to jestem mega pozytywnie zaskoczona dzięki osobom, które piszą mi, że mój blog okazał sie im pomocny i w jakiś sposób dobrze na nie wpłynął. Świetne uczucie dowiedzieć się czegoś takiego i uświadomić sobie, że oprócz kilku znajomych, którzy czytają to co tu piszę by po prostu wiedzieć co u mnie i co sobie robię, znajdują się osoby które również mogą na tym skorzystać. Miłe miłe miłe :)


Bless Bless (islandzkie pa-pa)

poniedziałek, 8 września 2014

Zdjęcia z wyspy

Pierwszy, sobotni road trip ... noo cudo!





WODOSPAD SELJALANDSFOSS 

 














WULKANICZNA PLAŻA W VIK 

 


Bazaltowa plaża w Vík (Vík í Mýrdal), czyli małym miasteczku (liczącym zaledwie 400 mieszkańców), znane z czarno-piaskowej plaży. Wznoszą się przy niej monumentalne klify, przy których można spotkać maskonury - gatunek ptaków o charakterystycznych, kolorowych dziobach. Co ciekawe, bazaltowa plaża w Vik zaliczana jest do 10 najpiękniejszych na świecie i jako jedyna nietropikalna plaża zajmuje tak wysokie miejce. Miejscowość leży u podnóży wielkiego lodowca, Mýdalsjökull, który z kolei przykrywa swą zamarzniętą powłoką wulkan Katla. Kiedy gorąca lawa spływała do lodowatego oceanu, różnica temperatur sprawiła, że popękała ona na miliardy maleńkich kawałeczków, tworząc w efekcie drobny, czarny piasek.







ZORZA POLARNA!!!

Gdy tylko dowiedziałyśmy się, że jest dzień w który można obserwować Northern Lights, wsiadłyśmy do fury i wyjechałyśmy poza miasto. Dojechałyśmy nad jeziorko niedaleko Hafnarfjörður, gdzie czekałyśmy około 2,5h siedząc w samochodzie. Każdy gdzieś w oddali przejeżdżający samochód zwiastował nadchodzący cud, jednak wciaż nie była to zorza. Aż tu nagle, zaczęło się!!!


WOW


WOW


WOW


WOW


WOW


WOW


WOW


WOW. WOW. WOW.
WOW. WOW.
WOW. 


GOLDEN CIRCLE 


 

WULKANICZNE WYSPY VESTMANNAEYJAR

WULKAN. MEGA CIEPŁO.

WODOSPAD SKÓGAFOSS

 


VATNAJÖKULLL NATIONAL PARK