poniedziałek, 23 czerwca 2014

Pierwsze godziny z rodzinką :-)

Droga do Madrytu była dziś prześwietna. Samo zakończenie tego tripa było mocno dojebane - poznałyśmy super mega świetnych ludzi i złapałam stopa z Malagi prosto do Madrytu (ponad 500km!), co na hiszpańskie standardy, noo całkiem nieźle. Stopowanie w kraju wiecznej mañany idzie jak krew z nosa (raz prawie udaru słonecznego dostałam, ale o tym potem :) 

Do Madrytu przyjechałam spóźniona, na dodatek mój kierowca złapany na stopa, chcąc być najmilszy pod słońcem, wpisał sobie do nawigacji mój nowy adres zamieszkania i ... wywiózł mnie w totalnie inną część Madrytu :) no więc posiedziałam sobie w barze i zaczęłam się kierować na ulicę de Los Angeles, a nie cerro de Los Angeles. Najśmieszniejesze jest to, że ja serio czułam że źle jedziemy, bo zamiast na Madryt pojechaliśmy na Toledo, a mieszkanie mojej hostki przecież miało być niedaleko centrum. Po dwóch tygodniach autostopowej podróży, z odciskami na stopach i bez prezentu dla host family (oprócz marokańskiego, ręcznie robionego pojemniczka na biżuterię dla Valentiny), wkraczam w nowe otoczenie. Kurde... ogarniać się już czas..

W ogóle to juz nie mogłam się doczekać aż przyjadę, jak sobie tylko myślałam o tym wygodnym łóżku, które tam na mnie czekało :D Chciałam im kupić jakiś prezent w Polsce, ale tego nie zapamiętałam lub w drodze, no i o tym też zapomniałam. Podróż za bardzo ssie.

Piersze wrażenia

Moje pierwsze wrażenie odnośnie rodzinki było nieziemskie :) Odczucie, jakie odniosłam po rozmowie na skype tylko się spotęgowało. W zasadzie to już się czuję tutaj jak w domu, hostka powiedziała na wejściu że to mój dom, coś tam śmignęłyśmy w rozmowie o studiach i między wersami oświadczyła, że mogłabym tu studiować (ona sama wykłada na uniwersytecie) i mieszkać u nich. Hmm, miła propozycja, naprawdę! Tyle że jak studia, to tylko moja alternatywna edukacja i Dania, mamy też o tym porozmawiać jutro przy śniadanku, kiedy też poznam tatę Valentiny i dziewczynkę z Indii. Hostka jest też związana z jakąś fundacją w Burkina Faso, więc ogromny plus! Nie wiem jak to jest, ale czasem trafia się na takich ludzi, że po prostu czuje się to coś. No i teraz wiem na pewno że to jest ta rodzina, na którą miałam trafić :) A Valentina? W życiu nie widziałam 10-latki która mówi z tak niesamowicie brytyjskim akcentem! I to jeszcze Hiszpanka... a każdy, kto próbował podróżować po wiochach Hiszpanii bez znajomości hiszpańskiego - wie, że prędzej przyswoi sobie podstawowe hiszpańskie słówka, niż dogada się z kimś po angielsku. Niesamowitym jest też to, że V. zmieniała miejsce zamieszkania aż 9 razy... Nie powiedziałabym, aby było to dobre dla dziecka, ale przez to własnie jest tak mega dojrzała, co widać już po pierwszych minutach przebywania z nią.

Jest dobrze, bardzo dobrze! Bardzo szczęśliwa po poprzednim tripie, oczekuję następnej podróży, w jaką zabierze mnie Madryt. Madrycie - zaskocz mnie! A rodzina - 10/10!

P.S. Fragment z wymarzonym łóżkiem to ściema - jest już 2 w nocy, ja siedzę na balkonie i nadrabiam internetowe zaległości, a za 5 godzin pobudka.





Linie madryckiego metra. Co prawda gorzej się prezentuje niż to londyńskie, no i mieszkam w strefie Metro Ligero Oeste. A jeszcze co do przyjazdu tu, to ledwo co dojechałam na chatę mając w kieszeni tylko 5,5euro, resztki marokańskich dirhamów, kilka funtów z Gibraltaru i jakieś złotówki :D a kartę pożyczyłam Karolinie, by mogła opłacić sobie nią za hostel, który gotówki nie przyjmował:D

4 komentarze:

  1. Pewnie, że będzie tylko lepiej :) inaczej być nie może! Cieszę się, że Ci się układa i trzymam kciuki za dalsze przygody ;) czekam na kolejna notkę. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jeeejku, ale śmiesznie tak zobaczyć stare notki pełne ówczesnych emocji, gdy teraz powoli już wszystko brzydnie ;)

      Usuń

Yo! Zostaw ślad, że czytasz :)