Wiem, że to miała być ta rodzina, do której trafię. Jest super i niczego nie chciałabym zmieniać. Na początku mojego pobytu tak się zastanawiałam, czy T. nie jest trochę za bardzo rzeczowa i ułożona, a w rzeczywistości wcale tak nie jest! Nie ma żadnego problemu z tym, że powiedziałam że w życiu nie tkne zabitych zwierząt które oni kładą na patelnie, tak że ona dyktuje 10-latce instrukcje przez telefon jak ma zrobić sobie filety. Dzisiaj do 00:30 pokazywała mi milion zdjęć i opowiadała historie swojego życia, o wszystkich spotkanych partnerach nie zapominając. Ogólnie to bardzo ją lubię :)
Jeśli chodzi o tatę V. to moje pierwsze wrażenie było takie, że trochę olewa moją obecność, jednak jak się potem okazało - jego bariera językowa nakazywała mu się trochę odsunąć w cień, a niedawno sam przyznał że dobrze że jestem, bo przynajmniej zaczął coś mówić po angielsku, Ogólnie wyluzowany koleś, a co najpiękniejsze : powiedział mi, że mam mu mówić o wszystkim czego chcę i być tutaj szczęśliwa, bo jako że zajmuję się ich największym skarbem, to jestem dla nich bardzo ważna. No czy nie cudowne?? On co prawda nie mieszka z nami, ale przez te kilka dni wpadł już 3 razy, więc dość często. Aa no i powiedział, że jak pojedziemy razem na wakacje (bo mam jechać z nim i z V.), to że normalnie będę mieć tam swoją furę i żebym się niczym nie martwiła. Naajs.
Valentina jest niesamowicie dojrzała jak na swój wiek i ogólnie nie mam z nią żadnych problemów. Ana jest absolutnie przekochana i skradła moje serce, tuląc się do mnie już od pierwszych momentów, gdy się dopiero poznałyśmy. Lubię dziewczynki bardzo bardzo, i ich rodziców też. Mieszkanko jest mega spoko, pod blokiem basen. Niesamowitą rzeczą było to, że już w drugi dzień czułam się tam tak swobodnie, że przy Trini kuchni stałam przed lodówką 10minut, zastanawiając się co akurat chcę zjeść. A lodówka to kluczowa kwestia, bo w niczyim domu nie czułam się tak swobodnie. A i czekała tam na mnie masa owocków to już w ogóle. Teraz, po 4 dniach mieszkania z nimi czuję się tak, jakbym była tu od hmm... kilku lat?
No i biegam sobie.
Ze śmiesznych rzeczy odnośnie mojej rodzinki, to rozwala mnie codzienny rytuał ścielenia łóżka Młodej. Wygląda to tak, że ma tam z 5 warstw przeróżnych różności, a na tym z 6 poduszek i 15 miśków. No dobra, też tak spałam jak byłam mała (bez tych warstw oczywiście), ale na pewno nie bawiłam się w ścielenie tego wszystkiego. A ważną jest to sprawą, bo kroczek po kroczku wykonuje się te same czynności, które opanowałam już perfekcyjnie. Ale dalej mnie to rozwala, bo dotychczas nie udało mi się zrozumieć idei ścielenia łóżka, a tutaj robię to codziennie (i to nawet x2, bo V. i moje). Trochę rytuałów zaobserwowałam też przy nakrywaniu do stołu, a po zjedzeniu nakładaniu na stół 2 białe flakoniki, które przy jedzeniu znowu trzeba ściągać i tak w kółko wtf.
A jutro około jedziemy do Malagii! T. ma tam spotkanie odnośnie projektu odrestaurowania nieczynnego szlaku El Caminito del Rey, po czym w sobotę po lunchu mam już czas dla siebie, czyli jadę na beach party- barbecue do Malagi (jakaś godzina drogi od miejsca do którego jedziemy), odwiedzając znajomych poznanych podczas podróży, z którymi spędziłam niesamowity czas i jak by nie było - niemal 24-godzinnego stopa. Nie mogę uwierzyć, że minęły tylko 4 dni kiedy ich spotkałam i gdy ustaliliśmy, że wkrótce się widzimy - będę już po tygodniu.
Pomimo tego, że naprawdę nie mam tutaj ciężkiej pracy, to siedzę z V. ok. 12 godzin dziennie, a potem spędzam trochę czasu z jej mamą, dlatego nie mam czasu pisać. Ale jest mi tu dobrze. Tak swojsko bardzo, jest dobrze! :)
Pomimo tego, że naprawdę nie mam tutaj ciężkiej pracy, to siedzę z V. ok. 12 godzin dziennie, a potem spędzam trochę czasu z jej mamą, dlatego nie mam czasu pisać. Ale jest mi tu dobrze. Tak swojsko bardzo, jest dobrze! :)